Wyobraź sobie, że masz 7 lat i twoi rodzice zauważają u ciebie talent kulinarny. Zapisują cię do szkoły dla kucharzy.
Pierwsze kroki
Zasady są bajecznie proste: codziennie po lekcjach spędzonych w Akademii Kulinarnej musisz w domu przez godzinę ćwiczyć gotowanie.
OK, trochę przesadziłem. Przez pierwsze sześć lat bardziej przymierzasz się do zawodu, niż naprawdę gotujesz:
- Przez pierwsze dwa lata – zmywasz gary.
- W trzecim roku awansujesz – obierasz ziemniaki.
- W czwartym – kroisz chleb na kanapki.
- W piątym – gotujesz pierwszą zupę.
Z każdym rokiem musisz ćwiczyć gotowanie coraz dłużej: godzinę, dwie, trzy, cztery, pięć godzin dziennie.
Proza życia
Od czasu do czasu występujesz przed bliższą i dalszą rodziną. Ciotki i wujkowie średnio zręcznie udają, że smakuje im twoje mdłe, koszmarnie bezpłciowe jedzenie.
W dodatku sąsiedzi zaczynają mieć dosyć wdychania zapachów spalenizny, która siedem razy w tygodniu wydobywa się z twojej kuchni.
Oj, chyba coś z ciebie będzie…
W szóstym roku nauki gotowania zaczyna ci wreszcie coś wychodzić. Na tyle dobrze, że trafiasz na wyższy poziom. Przed tobą sześć lat ostrej jazdy. Plus dodatkowe pięć, jeśli naprawdę masz talent.
O krok od szczytu
Mija wreszcie siedemnaście lat odkąd po raz pierwszy trafiłeś do kuchni. Jesteś teraz mistrzem. Naprawdę kochasz to, co robisz. Dałbyś się pokroić za chwile spędzone w kuchni.
Odbierasz swój dyplom i…
Zderzenie z rzeczywistością jest bolesne jak lądowanie twarzą w patelni pełnej wrzącego oleju.
Okazuje się, że w promieniu dziesięciu kilometrów błąka się stu czterdziestu kucharzy o niebo lepszych od ciebie. Nikt nie potrzebuje twojego talentu.
Żeby przeżyć, pożyczasz pieniądze i kupujesz wózek do sprzedaży hot-dogów. Stajesz z nim na ulicy.
Delikatne ręce, które jeszcze nie dawno przyrządzały potrawy o nazwach, których nie da się wymówić bez popełnienia dwudziestu błędów – dziś wkładają parówki do bułek i polewają je warstwą musztardy.
DALSZY CIĄG ARTYKUŁU - TUTAJ >>>
Komentarze